Rupert Grint nigdy nie zapomni surrealistycznego przeżycia, jakim były dla niego sceny z filmu "Harry Potter i insygnia śmierci" kręcone w centrum Londynu.
Rupert Grint, który wcielał się w postać najlepszego przyjaciela Harry’ego Rona Weasleya, był zachwycony sceną na zamkniętym dla ruchu ulicznego placu Piccadilly Circus.
- W dniu, kiedy kręciliśmy na Piccadilly, po prostu zamknęliśmy najbardziej ruchliwą część Londynu. To było zupełnie surrealistyczne przeżycie. Sama świadomość, że mieliśmy taką możliwość, była trochę przerażająca - wspomina 22-letni gwiazdor w wywiadzie dla portalu Collider.com.
Źródło: Onet
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz